NEW MODEL ARMY Raw Melody Men

***

New Model Army to zespół zasługujący na szczególną uwagę i uznanie. Pojawił się w momencie, gdy punkrockowa rewolucja należała już do przeszłości, a na estradach i listach przebojów panoszyli się pogrobowcy new romantic oraz protoplasci disco soulu i house music. Wielkie estradowe superprodukcje a la Genesis i Pink Floyd bynajmniej nie runęły w gruzy, zostały jednak zakwalifikowane jako relikty. Fani rocka potrzebowali czegoś nowego, świeżego i pełnego witalnej energii, odradzający się heavy metal nie rokował bowiem zbyt wielkich nadziej. Bezkompromisowy tercet z Bradford podbił wszystkich nie tylko dynamiczną i melodyjną muzyką, ale także ostrymi, wymierzonymi w rząd brytyjski tekstami.

New Model Army (nazwa zapożyczona od armii Cromwella) od prawie ośmiu lat dostarcza nam oryginalnej muzyki, łączącej w sobie metalowy "wykop" z popową melodyką, przyprawionej "do smaku" partiami skrzypiec czy mandoliny. Spośród pięciu wydanych dotąd płyt najbardziej wyróżniała się wręcz genialna Thunder And Consolation (1989), na której Justin Sullivan, znany też jako Slade The Leveller, i jego towarzysze broni osiągnęli chyba szczyt swoich możliwości. Ubiegłoroczny album, Impurity, był tylko jej cieniem. Najnowsza płyta, Raw Melody Men, to z kolei zbiór nagrań zarejestrowanych podczas występów.

Trudno powiedzieć, jaka będzie następna płyta New Model Army. Być może zespół potrzebuje więcej czasu, żeby nad nią popracować - stąd decyzja o wypuszczeniu albumu koncertowego. Decyzja słuszna, gdyż New Model Army jest grupą doskonale radzącą sobie na estradzie - pamiętamy jej występ w maju 1988 roku na festiwalu Marchewka w Warszawie. Raw Melody Men jest nie tylko świadectwem sprawności muzyków NMA, ale także czymś w rodzaju "greatest hits" (choć, niestety, zabrakło utworu No Rest). Utwory pochodzą z kilku różnych koncertów w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. Wyróżniają się White Coats, Vagabonds, Lib. Ed i Archway Towers. Grupie zabrakło energii jedynie podczas wykonywania utworu The Charge, którego wersja na płycie Thunder And Consolation mogła postawić na nogi umarłego. Ale nie wymagajmy zbyt wiele.

Fani na pewno będą uszczęśliwieni. I obyśmy na następny studyjny album poczekali nawet dwa lata - ale niechaj będzie on jeszcze bardziej porywający niż Thunder And Consolation!

TOMASZ BEKSIŃSKI

Tylko Rock 2/91


Powrót