DIAMANDA GALAS Plague Mass

****

Niełatwo zrecenzować kolejny album Diamandy Galas, choćby dlatego, że wykonawczyni wymaga u nas przedstawienia. Jej nazwisko pojawia się w światowej prasie rockowej od ponad dziesięciu lat, mimo to jej twórczość wciąż owiana jest mgłą tajemnicy. Nie przypadkowo. Galas komponuje muzykę nad wyraz dziwaczną i trudną do zaklasyfikowania, a do tego jest uważana za satanistkę - słusznie czy niesłusznie, to zależy od punktu widzenia i interpretacji słowa "satanizm". Tak czy inaczej, Diamanda Galas nie ma nic wspólnego z głupkami mordującymi koty w Jarocinie i noszącymi odwrócone krzyże na skórzanych kurtkach.

Artystka debiutowała w latach siedemdziesiątych. Występowała wtedy w zakładach dla umysłowo chorych i za pośrednictwem swojej niesamowitej muzyki proponowała pacjentom podróż w mroczne zakamarki ludzkiej duszy. Od samego początku tworzyła i występowała dla ludzi upośledzonych, chorych, wyklętych ze społeczeństwa. Pojawiła się też w głównej roli w operze jugosłowiańskiego kompozytora Vinko Globokara Un Jour comme une autre; odtwarzała w niej autentyczną postać Turczynki zamordowanej przez policję za rzekome przestępstwa polityczne. W latach osiemdziesiątych przygotowała dla firmy Mute trylogię The Masque Of The Red Death (albumy The Divine Punishment, Saint Of The Pit i You Must Be Certain Of The Devil) dedykowaną przede wszystkim ofiarom AIDS. Wykorzystała w niej fragmenty Starego Testamentu oraz wiersze Baudelaire'a i Corbiere'a. Trylogia wywołała kontrowersje, podobnie zresztą jak koncerty, organizowane przez Diamandę Galas w m.in. w kościołach... Kilka występów artystki zakończyło się skandalem, nawet jej aresztowaniem za bluźniercze zachowanie się. Za bluźnierstwo uznano jej jawne oskarżenie niektórych przedstawicieli Kościoła o odwracanie się plecami do nosicieli AIDS. Galas zaatakowała również niby-to-religijne społeczeństwo świata, pałające nienawiścią do zakażonych. Nazwała AIDS współczesną dżumą. Przypomniała, że Chrystus został zamordowany przez takich samych fanatyków, jacy dziś najchętniej wymordowaliby wszystkich chorych, obłąkanych i nie pasujących do zdrowego społeczeństwa.

Plague Mass to album koncertowy. Materiał zarejestrowano 12 i 13 października 1990 roku w Katedrze św. Jana w Nowym Jorku. W programie znalazły się fragmenty wspomnianej trylogii, a także kilka nowych utworów. Całość brzmi zniewalająco i wstrząsająco. Nie jest to muzyka rockowa, ani poważna, ani nawet awangardowa w najszerszym tego słowa znaczeniu. Tło instrumentalne nie jest w niej zresztą najważniejsze, często ma jedynie funkcje ilustracyjną. Główną zaś rolę gra na płycie instrument podstawowy panny Galas, którym jej jest niesamowity głos. Yoko Ono i jej histeryczne wrzaski (te sprzed dwudziestu lat) brzmią przy Diamandzie jak piski śniętej myszki. Większość kompozycji to recytacje, melodeklamacje i wokalizy. Ale przez ponad 70 minut nie sposób odczuć znużenia, nawet jeśli nie rozumie się treści.

Nie polecam tej płyty ludziom, przeciwko którym jest wymierzona. Plague Mass w niczym nie przypomina muzycznej tapety do niedzielnego obiadku rodzinnego. Ta płyta to krzyk potępieńców umierających w piekle, którym jest nasz świat. Diamanda Galas stara się ich uspokoić i przekonać, że nie powinni bać się śmierci.

Zaś my, jeśli boimy się Diamandy Galas... jeśli słuchając jej głosu odczuwamy niepokój... musimy mieć nieczyste sumienia!

TOMASZ BEKSIŃSKI

Tylko Rock 2/91


Powrót