THE MOODY BLUES Keys Of The Kingdom

* 1/2

Słucham tej płyty prawie codziennie i desperacko próbuję doszukać się w niej tego, co zawsze kochałem w muzyce The Moody Blues. Przyznaję od razu, że od ponad dwudziestu lat był to - oficjalnie i nieoficjalnie - mój ulubiony zespół. Urzekaly mnie romantyczna aura emanująca z większości kompozycji Justina Haywarda, nastrój uduchowienia w pieśniach Mike'a Pindera i rockowa dynamika w utworach Johna Lodge'a. A także operowy głos Raya Thomasa. Fascynowały mnie pełne mistycyzmu teksty piosenek oraz jedyne w swoim rodzaju "symfoniczne" brzmienie, uzyskiwane przez Pindera z pomocą melotronu już w końcu lat sześćdziesiątych. Dawne płyty The Moody Blues zawierały utwory połączone ze sobą, a każdy otwierał tajemniczy i pełen patosu wstęp. Potem grupa zaczęła odchodzić od tej reguły, wciąż jednak realizowała albumy pełne uroku. Gdy w 1978 roku Patrick Moraz zastąpił Mike'a Pindera, na miejsce czarownego melotronu wjechała bateria syntezatorów i wszelkiej maści klawiatur - no i zaczęło się. Technika zdominowała muzykę, chociaż kompozycje broniły się nadal (plyty "Long Distance Voyager" i "The Present", wydane już w latach osiemdziesiątych). Byłem przekonany, że The Moody Blues to zespół wybrany, jedyny w swoim rodzaju, który nie starzeje się mimo zmarszczek i siwych włosów jego członków. Ale wszystko - niestety - ma swój koniec...

Nie, "Keys Of The Kingdom" nie jest definitywnym pogrzebem The Moody Blues, ale raczej dowodem zmęczenia panów odpowiedzialnych za takie perełki, jak Nights In White Satin, And The Tied Rushes In, Isn't Life Strange... W najlepszych momentach ("Bless The Wings", "Celtic Sonant", "Lean On Me" czy "Never Blame The Rainbows For The Rain"), Hayward, Lodge i Thomas wciąż jeszcze potrafią nas zaczarować - reszta jednak pozostawia wiele do życzenia. The Moody Blues coraz bardziej brzmi jakby jego członkowie zostali zmuszeni do grania w dyskotece. Elektroniczna perkusja nie zastąpi akustycznej (widać Greame Edge nie daje już rady), poza tym jednostajne "walenie" nie pasuje do tej muzyki. Wciąż piękne harmonie wokalne niewiele są w stanie naprawić. Utwory takie jak Once Is Enough, Magic czy Say What You Mean przynoszą hańbę The Moody Blues! Litości!!!

Nie dostaliśmy kluczy do królestwa. Tytuł płyty powinien brzmieć: "Where Are The Keys Of The Kingdom"?

TOMASZ BEKSIŃSKI

Tylko Rock 9/1991


Powrót