****
Niektórzy artyści lubią robić niespodzianki swoim fanom. Są one tym przyjemniejsze,
że nie zaskakują jednorazowo, lecz pozostawiają dłogotrwałe błogie uczucie
satysfakcji. Taką niespodzianką jest najnowszy album Siouxsie And The
Banshees, "Superstition". Jest on niespodzianką podwójną. Nie dość, że
ukazał się bez zapowiedzi, to jeszcze rozwiał wszelkie obawy, że zespół
nie powtórzy płyty tak wspaniałej, poetyckiej, jak "Peepshow". Wkrótce
po zrealizowaniu "Peepshow" w zespole zaczęły narastać nieporozumienia
i Siouxsie zdecydowala się na dłuższe wakacje. W tym czasie reaktywowała
The Creatures (duet z Budgiem) i wydała interesującą płytę "Boomerang".
Minął kolejny rok, lecz wciąż nie docierały do nas żadne wieści z obozu
The Banshees. Jak się okazało, zespół bynajmniej nie próżnował. Mimo wcześniejszych
animozji muzycy weszli do studia w tym samym składzie, w którym zrealizowali
"Peepshow". Powstała płyta bardzo podobna, równie delikatna i nastrojowa,
chociaż utworów tak uroczych jak Rhapsody na niej zabrakło. Jednakże
stare powiedzonko brzmi: nie co dzień jest niedziela. Tym bardziej, że
nie ma co narzekać.
Singlowy przebój Kiss Them For Me otwiera album w niemalże... beatlesowskim
nastroju (kłaniają się Baby You're Richman i Tomorrow Never
Knows). Po nim następuje motoryczoy, typowy dla The Banshees utwór
Fear Of The Unknown, po czym zaczyna sią Wielka Uczta Duchowa:
najpierw przebojowa i pełna ekspresji piosenka Cry, a zaraz po
niej dwie perełki - najbardziej psychodeliczna ze wszystkich i chyba najlepsza
na płycie kompozycja Drifter oraz cudowna ballada Litte Sister.
Aż trudno uwierzyć, że Siouxsie śpiewała kiedyś punk rock. W takim nastrojowym,
onirycznym repertuarze czuje się doskonale, a my razem z nią. Bardzo dobre
wrażenie robią też Silly Thing i The Ghost In You, a także
Softly (utwór ten przywołuje dawne klimaty 4AD).
"Superstition" nie przejdzie do historii rocka, gdyż jest w najlepszym
razie lustrzanym odbiciem "Peepshow". Ale cieszyć będzie fanów Siouxsie
And The Banshees przez wiele miesięcy.
TOMASZ BEKSINSKI
Tylko Rock 9/1991