***
Do płyt artystów takich jak Peter Hammill trzeba podchodzić inaczej niż do
dzieł twórców tuzinkowych. Trzeba przyjąć inną skalę ocen i przyjrzeć
się nowym propozycjom przez pryzmat dotychczasowej działalności Mistrza.
Nie waham się użyć tu tego tytułu t dużej litery Hammill jest swego rodzaju
Mistrzem, bez względu na to, jaką atmosferę kreuje na swoich płytach.
A znaleźć można na nich praktycznie wszystko. Dwie poprzednie płyty, "Out
Of Water" i "Fireships", utrzymane były w klimacie poetycko-lirycznym.
"The Noise" zgodnie z tytułem - przynosi ponad czterdzieści minut dość
ostrej muzyki o zdecydowanie rockowym charakterze. Śmiem twierdzić, że
album ten brzmi bardziej chropawo i nowofalowo niż propozycje Mistrza
z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ("The Future Now",
"pH7", "A Black Box"). Przypomina raczej dokonania The K Group, powołanej
przez naszego bohatera w pierwszej połowie ubiegłej dekady. The K Group
działała praktycznie w tym samym składzie, jaki zrealizował "The Noise".
Wtedy jednak perkusistą był Guy Evans (podobnie jak Jackson i Potter związany
niegdyś z legendarnym Van der Graaf Generator), obecnie zastąpił go Manny
Elias (być może pamiętają go niektórzy z płyt Tears For Fears). Mała wytwórnia
Golden Hind, odnoga niezależnej firmy niemieckiej Rockport Records współpracującej
w dziedzinie dystrybucji z Rough Trade, wznowiła właśnie na kompaktach
obydwa studyjne albumy The K Group - Enter K i Patience. Kto wie, być
mole w celu przygotowania gruntu pod "The Noise"?
Wśród wydawanych ostatnio płyt wyróżnia "The Noise" wierność przeszłości.
Nie ma tu na przykład modnych akcentów rapperskich ani samplerowych ekstrawagancji.
Pięciu panów weszło do studia i zagrało - muzyka nie jest może porywająca
ani zaskakująca, ale cieszy. A szczególnie wyróżnia się finałowy, dziewięciominutowy
epos Primo On The Parapet, który mógłby z powodzeniem ozdobić album
firmowany przez VDGG. Po pierwszym przesłuchaniu zostaje też w pamięci
utwór drugi - Like A Shot The Entertainer.
Jak już wspomniałem, Hammilla oceniać należy inaczej - tak więc trzy gwiazdki
odnoszą się do jego dyskografii, a nie do średniej światowej. Fani artysty
muszą mieć tę płytę i nawet jeśli nie rzuci ich ona o sufit, na pewno
będą jej słuchać wielokrotnie. Przeciwnikom odradzam - ten "hałas" trzeba
umieć zrozumieć.
TOMASZ BEKSIŃSKI
Tylko Rock 8/1993