***
Właściwie powinienem ocenić ten album w dwóch kategoriach: jako jedną z wielu płyt
rockowych wydanych w 1991 roku i jako kolejną pozycję w dyskografii Hawkwind
(którą z rzędu - dam sobie obciąć głowę, że nawet Dave Brock stracił już
rachubę). W pierwszej kategorii daję trzy gwiazdki, bo słucha się tego
z przyjemnością i nawet osoby nie mające wcześniej pojęcia o Hawkwind
będą usatysfakcjonowane. W kategorii drugiej dałbym nawet pięć gwiazdek,
bo dawno nie słyszałem nagrań Hawkwind tak smakowicie przyprawionych.
Muszę jednak ostrzec tych wszystkich hawkfanów, którzy kupią ten znakomity
album w nadziei otrzymania czterdziestu pięciu minut całkowicie nowej
muzyki. Palace Springs wygląda mi na album koncertowy. Dlaczego
tylko wygląda? Bo nie słychać żadnych oklasków, a na okładce nie ma żadnej
informacji na ten temat, poza zdawkowym stwierdzeniem: recorded in London
and Los Angeles. Jak na album koncertowy jest to jednak wydawnictwo bardzo
dziwne. Zawiera nowe, unowocześnione wersje starych utworów pod zmienionymi
tytułami (z wyjątkiem Damnation Alley). Są też kompozycje premierowe.
A wszystko układa się w zgrabną całość. Jeśli ktoś nigdy nie słyszał Hawkwind,
ma okazję zapoznać się z kilkoma przebojami sprzed lat. Otóż Void Of
Golden Light to nic innego jak Assault And Battery i Golden
Void w nowym opracowaniu, zaś Live Ot Great Men to współczesna
improwizacja na temat Golden Void, wieńcząca całość. Time We
Left to skrócone opracowanie tasiemcowej kompozycji z początku lat
siedemdziesiątych - Time We Left This World Today. Damnation
Alley to po prostu Damnation Alley z albumu Ouark Strangeness
And Charm. Mam sentyment do wersji oryginalnej, ale nowej wysłuchałem
z dużą przyjemnością. Z pozostałych kompozycji wyróżnia się fenomenalny
Treadmill. Hawkwind zwycięsko wkroczył w trzecie dziesięciolecie
istnienia. Brawo, panie Brock! Tak trzymać!
TOMASZ BEKSIŃSKI
Tylko Rock 3/1992