Galahad Following Ghosts

****

Gotów jestem zaryzykować twierdzenie, że jest to pierwsza w pełni progresywna płyta ostatniego dziesięciolecia. Przywykliśmy przylepiać taką etykietkę każdemu zespołowi produkującemu muzykę "pod lata siedemdziesiąte", tymczasem większość z nich powiela stare i wyświechtane schematy, nie mogą lub nie chcą się wydostać z trumny czasu. Nazywanie ewidentnej regresji i zastoju progresywnością uważam za brak szacunku do przeszłości. Galahad zdał sobie z tego sprawę jako pierwszy (lub jeden z pierwszych - na wszelki wypadek nie generalizujmy zbyt surowo, wszak istnieją jeszcze takie zespoły jak chociażby Porcupine Tree). Płyta Following Ghosts jest tego w pełni przekonującym dowodem - a ponadto, słucha się jej z niekłamaną przyjemnośc.

Przede wszystkim Stuart Nicholson i koledzy postanowili zastosować nowoczesną technologię i wziąć ze współczesnej muzyki to wszystko, co nadaje się do wykorzystania. Zrezygnowali z przesadnie rozbudowanych kompozycji na rzecz utworów, które nie wymykają się spod kontroli i nie prowadzą słuchacza na meandry nudy. Udowodnili, że przede wszystkim mają nadzwyczajny talent do tworzenia pięknych i prostych zarazem melodii (Imago, Perfection Personified, Easier Said Than Done), a także potrafią umiejętnie umieścić uświęconą tradycję w teraźniejszości (Bug Eye, Ocean Blue).

Zamiast bezczelnie kopiować starych mistrzów, oddają im hołd - ale nie tak ostentacyjnie jak Pendragon na płycie The Window Of Life. Ptaszki i brzęcząca mucha na początku balladowej części kompozycji A Short Reflection On Two Past Lives automatycznie przywołuje w pamięci Pink Floyd - i o to chodzi. Słowa it is now, it is here, it is real nawiązują do finału Lamb Lies Down On Broadway, a tytuł Karma For One może się kojarzyć z Dharma For One (jakiego zespołu?). Tyle odniesień. Reszta jest w pełni nowa, autentyczna, świeża, intrygująca i wpadająca nie tylko w ucho, ale i do serc. Niezwykle ekspresyjny wstęp Myopia prowadzi do cudownej ballady Imago z ekstatycznym wręcz solem gitarowym. Potem są ptaszki i wspominanie zmarłych, a potem - po idealnie nadającym się na przebój utworze Perfection Personified - magnum opus tej płyty: Bug Eye (o dziecku w łonie matki). W Ocean Blue dominuje nowoczesny rytm - niemalże housowo-taneczny, ale jakże "progresywnie" zastosowany! Najsłabiej wypada finał - 14-minutowy Shine, ale w sumie nie ma na co narzekać.

Brawo, Sir Galahad! Jako pierwszy z nowych Rycerzy Progresywnego Stołu udowodniłeś, że w pełni zasługujesz na tytuł szlachecki.

TOMASZ BEKSIŃSKI

Tylko Rock 1/1999


Powrót