MARC ALMOND Tenement Symphony

***

Mam słabość do tego człowieka o wyglądzie pensjonariusza zakładu dla niedorozwiniętych dzieci. Marc Almond jest, moim zdaniem, geniuszem, którego talentu w latach działalności duetu Soft Cell nikt nie umiał docenić.

Po płycie Enchanted, wydanej latem 1990 roku, zacząłem jednak obawiać się o dalszą karierę artysty. Była ona bowiem czymś tak doskonałym, że mogła stać się dla Almonda tym, czym Avalon dla Roxy Music: osiągnięciem absolutu. Bałem się, że artysta nie wzniesie się już ponad poprzeczkę, którą sam sobie ustawił tak zawrotnie wysoko. Wyjście mogło być jedno - zmiana kierunku poszukiwań artystycznych. A o tym wolałem nawet nie myśleć, gdyż twórczość Almonda wyjątkowo trafiała w moje upodobania.

Maestro, na szczęście, nie zapragnął zaszokować wielbicieli czymś niezwykłym. Tenement Symphony dorównuje w najpiękniejszych momentach (Champagne, Vaudeville And Burlesque) Enchanted. W innych - nawiązuje do przeszłości, na przykład do płyty Jacques z piosenkami Brela (w siucie Tenement Symphony znalazło się zresztą miejsce na jeszcze jedną jego kompozycję: Jacky). Dwa utwory Almond wykonał w duecie z dawnym partnerem z Soft Cell - Davidem Ballem (Meet Me In My Dream i I've Never Seen Your Face). Zabawne, że brzmią one jak przeboje Pet Shop Boys! Czyżby zmrużenie oka: gdyby Soft Cell działał do dziś, uprawiałby muzykę a la Neil Tennant i Chris Lowe?

Producent Trevor Horn na szczęście nie zdominował Almonda i suita Tenement Symphony nie brzmi jak muzyka Frankie Goes To Hollywood. Może wreszcie, po latach, nawet Horn się czegoś nauczył i zrozumiał, że efekciarstwo, któremu hołdował, może co najwyżej przyprawić o ból brzucha. Nie cofnął się jednak przed podsunięciem artyście swojej kompozycji (napisanej razem z Bruce'm Wooleyem, tym samym, z którym stworzył przed laty wielki przebój The Buggles, Video Killed The Radio Star) - What Is Love? Piosenka brzmi nieźle, choć to najsłabszy fragment tytułowej suity.

Przestałem się bać. Almond nie przeskoczył samego siebie, wrócił jedynie do dawnego poziomu.

TOMASZ BEKSIŃSKI

Tylko Rock - 1/1992


Powrót