Nosferatu odszedł w ciemność

TOMASZ BEKSIŃSKI (1958-1999)

Dawny entuzjazm przepadł. Nosferatu czuje się źle i nie będzie już was zabawiał. Pora umierać...

Tymi słowami, Tomasz Beksiński pożegnał się na łamach "Tylko Rocka" z czytelnikami. Zamknął swoją kryptę, odwrócił się plecami do roku 2000 i w Wigilię odebrał sobie życie. Smutek ogarnął wszystkich, którzy go kochali. Tomek był samotnikiem, ale posiadał spore grono "mentalnych przyjaciół". Od wielu lat słuchających jego audycji radiowych, czytających cyniczne felietony i recenzje oraz zakochanych - tak samo jak on - w kinie i horrorach.

Pępowina

Tomek najmłodsze lata spędził w Sanoku. Był bardzo nieśmiałym dzieckiem. Ukrywał głęboko swoje uczucia. Już w podstawówce zaczął tworzyć swój własny świat. Chciał uciec w ten sposób od prześladujących go "kolegów". Rodzice wychowywali Tomka w idealistycznym duchu uniwersalnych prawd. Świat okazał się jednak brutalną dżunglą.

Odskocznią dla Tomasza była muzyka. W wieku 13 lat zaczął interesować się rockiem. Jego ojciec, Zdzisław Beksiński (znakomity malarz), żartował wówczas, że cała jego wiedza wywodzi się z płyt gramofonowych. - Jeśli wymienisz przy moim synu nazwisko Kierkegaard - pisał ojciec do przyjaciela - zamyśli się i po chwili stwierdzi, że nie ma takiego gitarzysty.

Tomasz Beksiński nigdy nie palił, nie pił. Muzyka i kino były dla niego wystarczającym narkotykiem. King Crimson, Pink Floyd, Black Sabbath, The Moody Blues - zafascynowały go w latach siedemdziesiątych. W kolejnej dekadzie, Tomek rozpalił w polskich słuchaczach miłość do muzyki noworomantycznej oraz rocka progresywnego. Ogromna popularność Marillion w Polsce to m.in. jego zasługa (Beksiński kilka lat później "rozwiódł się" z grupą Fisha, ponieważ ich muzyka, przypominała mu lata spędzone z kobietą, która od niego odeszła).

Potwory i martwa papuga

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Tomek kibicował muzyce mroku. Stał się mentorem gotyckiego rocka. Pod jego skrzydła schowały się: m.in. Closterkeller, Fading Colours, Batalion D'Amour. Dzięki Nosferatu nr 656 (Beksiński należał do angielskiego klubu wampirów) polscy słuchacze odkryli "piękno depresji": Sisters Of Mercy, Fields Of The Nephilim, Lacrimosy, Deine Lakaien, Legendary Pink Dots, XIII. Stoleti, Devil Doll etc.

Tomasz Beksiński zajmował się również tłumaczeniem filmów. Napisał polskie dialogi do kultowego "Latającego cyrku Monty Pythona", klasycznych horrorów z wytwórni Hammer, filmów o przygodach Jamesa Bonda, "Dzikości serca" D. Lyncha i wielu, wielu innych. Tomek miał również wyśmienity, żywiołowy styl pisania o muzyce. Jego recenzje były ostre jak brzytwa. Wiem, Abraxas oryginalny nie jest. Wiem, teksty są bardzo pretensjonalne i efekciarskie. Wiem, w muzyce przeważa hammillowski patos. Wiem, Adam trochę przesadza z wokalną emfazą. Wiem!! Ale ja to, kurwa, lubię! - pisał z polotem o debiutanckiej płycie bydgoskiej kapeli.

Dlaczego?

Tomek z przerażeniem patrzył na XXI wiek. Zbierało mu się na mdłości, gdy obserwował komputerowy obłęd. Dobry komputer to martwy komputer - mawiał. Im dłużej żył wśród ludzi, tym bardziej czuł się obserwowany i obgadywany. Ubolewał, że przyjaźń i miłość odchodzą do lamusa. Liczy się jedynie kasa i dostęp do Internetu. Kino umarło! Kręci się wtórne, nowe wersje filmów sprzed lat. Bond ma być w następnym odcinku Murzynem. Do przybytków X Muzy chodzą żarłacze popcornu, którzy nie mogą niczego oglądać bez ruszania gębą. Muzyka się skończyła! Rap i techno robią z ludzi jednokomórkowe małpy...

Z początkiem każdego nowego dnia zaczynam gnić, z każdym oddechem modlę się o śmierć. Ponure teksty dominowały w ostatnich audycjach Tomka w "Trójce pod księżycem". Były pełne goryczy, niepokoju. Beksiński nie musiał mówić nic o swoich problemach, jego totalny dół, czuć było na kilometr w muzyce, którą serwował słuchaczom. Ostatni program z soboty na niedzielę, połowa grudnia. Tomek wita się ze słuchaczami lapidarnym - dobry wieczór. W jego głosie słychać ból, zrezygnowanie. - Potraktujmy tę audycję jako swoiste pożegnanie - zaproponował. Sięgam po recenzję najnowszej płyty Type O Negative "World Coming Down" mojego mentora, czekając na kolejne wejście antenowe Beksy. W moją jaźń wbija się mroczny werset. Kończy się stulecie. Kończy się tysiąclecie. Kończy się coś więcej. Nie wiem jeszcze co, ale inspirują mnie słowa Petera Steele'a "Chętnie bym się zabił, ale czekam na okazję". Kurde, czy może być lepsza okazja???

Tomek od lat marzył o spotkaniu ze swoim mistrzem Peterem Hammillem. W październiku 1995 r. jego modlitwy zostały wysłuchane. Beksiński spędził z nim wiele godzin na rozmowach i z niekłamanym wzruszeniem zapowiedział jego bydgoski koncert w Filharmonii Pomorskiej. Gdy wrócił do Warszawy i bał się zapytać samego siebie, czy warto zbudzić się nazajutrz, zrozumiał, że jego marzenie nie umarło. Zmieniło się w inne, podobne, jeszcze bardziej ważne: spotkać go jeszcze raz. Usłyszeć i zobaczyć go znów. Gdziekolwiek. Tym gdziekolwiek okazała się ponownie Bydgoszcz. W połowie grudnia zeszłego roku, Beksa zrealizował tu swoje marzenie. Ale tym razem żadne nowe pragnienie nie pojawiło się na miejsce starego. Wszystko spowił mrok, a martwy anioł zamieszkujący w Tomku wygrał. Już wcześniej, parę razy Beksiński próbował popełnić samobójstwo. W Wigilię - NIESTETY! - osamotniony i pozbawiony miłości doprowadził swój plan do końca. NOSFERATU IS DEAD!

TOMASZ "ORLOK" GORDON
(Gazeta Pomorska, 3 stycznia 2000)

Powrót