SUZANNE VEGA

    Są artyści, którzy zwracają na siebie uwagę atrakcyjnym, niecodziennym, zwariowanym wyglądem. Inni potrafią nas zafrapować nietuzinkową osobowością i oryginalnymi pomysłami. Jeszcze inni grają po prostu muzykę, która od razu „wpada w ucho”. Są też tacy, którzy wybijają się dzięki aferom, skandalom i efekciarskim zachowaniom.

    Suzanne Vega na pierwszy rzut oka jest szara, tuzinkowa, niczym się nie wyróżniająca. Wygląda jak urzędniczka bankowa, ma też zupełnie przeciętny, zwyczajny głos. Śpiewa proste, stonowane, jakby nieco senne ballady. Przy koleżankach typu Sade czy Tanita Tikaram ginie z pola widzenia - gdy na nią spojrzeć, jest w zasadzie nikim. Paradoksalnie to właśnie sprawia, że zwracamy na nią uwagę. Nie mogąc uwierzyć, że ktoś taki potrafi śpiewać - sięgamy po jej płytę. Jeśli nieobcy nam jest smak wytrawnego wina, słuchamy nie bez zainteresowania. Wystarczy przebrnąć przez pierwsze dwie, trzy piosenki, a reszta sama trafia do serca. Gdy płyta się kończy, zostaje w nas coś bliżej nieokreślonego - coś, co każe nam nastawić ją jeszcze raz. Po kilku przesłuchaniach wyrzucamy przez okno Tanitę Tikaram (mimo że niebrzydka brunetka) i Sade (mimo że ma, tzw. wyczucie swingu). Vega potrafi zasiać ziarno niepokoju w duszy każdego człowieka, który posiada choćby 5 procent wrażliwości na ukryte piękno. Trudno powiedzieć, jak ona to robi, gdyż przy pierwszym zetknięciu się z jej piosenkami, wydaje się, że nie ma w nich niczego nadzwyczajnego. Płyty Vegi są właśnie jak wytrawne wino. Nie smakuje od razu, ale sprawia, że pijemy je dalej - i nawet nie wiedząc o tym - powoli stajemy się nałogowcami.

    Ta niepozorna, ponoć bardzo nieśmiała i zakompleksiona dziewczyna, debiutowała w roli piosenkarki w 1985 roku. Wcześniej parała się pisaniem, miała też do czynienia z filmem. Nagrała 10 piosenek, które ukazały się w albumie firmowanym jej nazwiskiem. Okładka płyty nie miała w sobie niczego przyciągającego, jednak Vega zwróciła na siebie uwagę. Przede wszystkim zadecydowała anonimowość, a także talent, który uważniejsi słuchacze wyczuli od razu. Wczytawszy się w wydrukowane na kopercie teksty utworów odkryli też, że Suzanne Vega ma wiele do powiedzenia. W jej pieśniach jest głównie mowa o samotności, wyobcowaniu, nieśmiałości, zagubieniu. Artystka potrafi nie tylko skomponować intrygujące melodie, ale także doskonale operuje słowami. W swoich tekstach unika banału, wprowadzając oryginalne metafory i wzruszającą poetykę.

    O ile pierwszą płytę wypełniały głównie kameralne ballady, na drugiej - Solitude Standing - pojawiło się kilka utworów bliższych stylistyce pop. Sporym powodzeniem cieszyła się w 1987 roku piosenka Luka, dzięki której Suzanne Vega nagle trafiła na listy przebojów. Sukces trochę ją oszołomił (wszak jest nieśmiała i wrażliwa), ale na szczęście nie podziałał destruktywnie na jej talent. Nie zawrócił jej też w głowie. Przeczekała cierpliwie okres wzmożonego zainteresowania swoją osobą, spokojnie komponując materiał na trzeci album. Wiosną 1990 roku, po trzech latach milczenia, przypomniała o sobie płytą Days Of Open Hand. Ta najnowsza propozycja jest jeszcze wspanialsza od obydwu poprzednich; urozmaicona, bogata w pomysły i nowe rozwiązania. Zwolennicy talentu Vegi podzielili się już na kilka grup. Jedni uważają, że przestała ona być sobą, gdyż zagubiła się w aranżach i tym samym pozbawiła swoje piosenki kameralnego uroku. Inni są zachwyceni. Jeszcze inni dopiero teraz przekonali się do niej. Zupełnie zawiedli się ci, dla których Luka był szczytowym jej osiągnięciem - na nowej płycie Vega powróciła do pozornie „marudnych” ballad, przebierając je w przeróżne szatki.

    Jak na artystkę amerykańską (Suzanne pochodzi z mieszanej rodziny: jej ojcem był Portorykańczyk, matką - Niemka z domieszką szwedzkiej krwi; urodziła się zaś w Kalifornii), Vega jest nadzwyczaj oszczędna w stosowaniu środków wyrazu. Większość jej krajan stosuje zasadę muzycznego bigosu: wrzuca do jednego gara „co się nawinie”, uzyskując w ten sposób monstrualny przerost formy nad treścią. Tymczasem nawet najbardziej udziwnione kompozycje z longplaya Days Of Open Hand są przejrzyste i czytelne. Szczególnie wyróżniają się przepiękne Rusted Pipe, Tired Of Sleeping i Fifty-Fifty Chance. Miło jest słuchać i wiedzieć, że Suzanne Vega jest nadal sobą.


TOMASZ BEKSIŃSKI

Magazyn Muzyczny, 7(377)/1990

Powrót