Nigdy nie zapomnę chwili, gdy pierwszy raz zobaczyłem
Lokatora Polańskiego. Było to w warszawskim Iluzjonie, gdzieś wczesną
wiosną 1980 roku. Poszedłem na film z rodzicami. Pamiętam, że
opuszczaliśmy kino w dziwnych nastrojach. Moja Mama była przerażona, a na
mojej twarzy widniał perwersyjny grymas. Mam nadzieję, że teraz wreszcie
zrozumiałaś, jak się czuję na tym świecie - powiedziałem.
When
I began I was full of altruistic dreams, believed in princes and
princesses, kings and queens - now I find they're all human inside (all
bitterness and pride), so why shouldn't I be like that, too?
Wiele
lat upłynęło od tamtego wieczoru, ale akuratność wizji Romana Polańskiego
wciąż mnie poraża. Im dłużej żyję wśród ludzi, tym bardziej czuję się jak
nieszczęsny Trelkowski - obserwowany, obgadywany, wtłaczany w szatki
Simone Choule... Od najmłodszych lat byłem cholernie nieśmiały i nie
chciałem, żeby ktokolwiek poznał moje uczucia. Z czasem zacząłem nawet
grywać różne dziwaczne role, żeby ukryć swoje prawdziwe "ja". Już w szkole
podstawowej doprowadzałem nauczycielki do białej gorączki niewybrednymi
wygłupami, a w pierwszej klasie liceum o mało nie zostałem skierowany do
szkoły specjalnej - nauczyciel niemieckiego nie lubił bowiem, gdy wołałem
Heil Hitler! na jego widok. Podczas programów nocnych w Programie III nie
raz udawałem wampira. W ten sposób zasłużyłem sobie na opinię ekscentryka,
którym z natury wcale nie jestem. Nie jestem też paranoikiem. Po prostu
marzy mi się życie z boku, z dala od stada. Po mojemu, w ciszy i spokoju.
Niestety, w naszym społeczeństwie jest to niemożliwie.
Ludzie nie
mają dość własnych problemów, nie potrafią zająć się sobą i żyć w swoim
świecie. Nieustannie wtrącają się w sprawy innych, podglądają przez okno,
komentują stroje, markę samochodu. Zaczepiają w windzie, usiłują się
zakraść w czyjeś łaski, wejść w czyjeś życie, żyć czyimś życiem! Jest to
wampiryzm najgorszego gatunku, bez romantycznej krypty, peleryny i
węgierskiego akcentu Beli Lugosiego. Większość przyjaźni na tym świecie
zawieranych jest właśnie po to, żeby na kimś żerować. A gdy w końcu masz
dość i zamykasz kramik, "przyjaciele" przestają cię poznawać na ulicy.
Przez wiele lat lubiłem zapraszać znajomych na kolacje do chińskich
restauracji. Ostatnio musiałem z tego zrezygnować, gdyż zapożyczyłem się a
conto pewnej inwestycji i ledwo wiążę koniec z końcem. Prawie nikt z
"dożywianych" przeze mnie ludzi nie wpadł na pomysł, żeby mnie gdzieś
zaprosić. Po prostu przestali do mnie dzwonić, bo po co? W dodatku to
kosztuje.
Jeśli masz coś do zaoferowania, przeróżne hieny tłoczą
się ze wszystkich stron. W Sanoku nieustannie przyłazili do mnie kolesie z
magnetofonami, żeby "rzucić na taśmę" kilka utworów. Jeden nawet ukradł mi
z półki kilka taśm, bo było mu mało. W Warszawie musiałem rozbić na
kawałki magnetofon kasetowy, żeby wreszcie dano mi spokój. Odkąd zbieram
filmy, muszę je bez przerwy dla kogoś kopiować (I do not mean you,
George!). Nie jestem z natury nieużyty i chętnie dzielę się wieloma
rzeczami, ale z czasem zauważyłem ze zgrozą, że jest to układ
jednostronny: ja daję, a ktoś bierze. Zawsze ktoś coś bierze! Stałem się
stacją obsługi. Zrobiłem więc bilans strat i zysków i odkryłem, że
wszystko, do czego w życiu doszedłem, zawdzięczam wyłącznie moim rodzicom
i sobie, a wszystkie straty zawdzięczam innym. Wpuścisz do domu kobietę,
to wyrwie ci serce, opróżni portfel i poniszczy książeczki od kompaktów.
Wpuścisz do domu kumpla, to najpierw zacznie żerować na twojej kolekcji
filmów, a potem ukradnie narzeczoną. Żyjemy w dżungli. Nikomu nie wolno
ufać. Do nikogo nie wolno się odwracać plecami, a już szczególnie do
przyjaciół.
Friends - they're all harbouring knives to embed in
your back out of revenge, or spite, or indifference, or lack of other
things to do, so in the end who's gonna be a friend to you? When they kick
you in the guts just as your hand holds out the pearl...
Nie wolno
kupić drugiego mieszkania i przypadkiem się z tym zdradzić. Główki od razu
zaczną kipieć od pomysłów. "Powinieneś je wynająć". "Moi znajomi szukają
mieszkania". "Jak wynajmiesz, to zwróci ci się czynsz". "A może byś tam
wpuścił kolegę?" I tak dalej. Nie wolno sobie znaleźć dziewczyny, gdyż
jurny przyjaciel będzie drążył temat: "Nie rozstajecie się przypadkiem? Bo
mam na nią ochotę". Natomiast innych zaciekawi, czy zamierzasz się ożenić
i kiedy będą mogli się nażreć i nachlać na twoim weselu (na twój koszt, of
course). Nie trudno przewidzieć, co nastąpi już po owym weselu. Wszyscy
zaczną wypytywać o potomstwo, tak jakby to był ich zasrany interes. I snuć
mniej lub bardziej wybredne domysły, dlaczego nic się jeszcze nie
urodziło.
Zaczynasz się czuć jak pod lupą. Dookoła czai się
krwiożercze stado życzliwych osób. Poznawszy twoją wybrankę, rodzina
radośnie gdacze, że "nareszcie się ustabilizujesz". Analizujesz znaczenie
tych słów i dochodzisz do wniosku, że chcą z ciebie zrobić taką jak oni
kołtuńską glistę z maszynki do mięsa w The Wall. Wiedzą lepiej, czego ci
potrzeba do szczęścia. Zaś najbliższa (?) osoba zaczyna ci wytykać, że
twój świat to fikcja i że trzeba dołączyć do stada zachłystującego się
pełnią życia przy kieliszku w zadymionym pubie. W zamian za miłość oferuje
persyflaż (Do you love me? Like I love you?). Nie wystarczą sztuczne
cycki, tytuł naukowy na uniwersytecie i koszulka z napisem "I'm not a
piece of ass, I am a doctor" - trzeba naprawdę być czymś więcej. Ze zgrozą
pojmujesz, z kim żyłeś przez ponad rok. Twój zamek marzeń staje w ogniu, a
potem tonie w bagnie.
All the efforts I've made to be gentle and
kind are repaid with contempt, degraded by sympathy and worthless kindness
and love that isn't meant
Zamykasz się w krypcie, zasłaniasz okna
(żeby ciekawscy z sąsiedniego bloku nie zapuszczali sępiego spojrzenia
swoich źrenic w twoje sanktuarium), nie otwierasz drzwi i nie odbierasz
telefonów. Mimo to budzisz się któregoś dnia ze smakiem krwi w ustach i w
panice odkrywasz, że wyrwano ci ząb (a może serce?). Ząb tkwi teraz w
dziurze w ścianie, zaś twoja perła trafiła pod wieprzka. Nim się
zorientujesz, już stoisz na parapecie. "Is everybody in? The ceremony is
about to begin". Jeszcze tylko malutki kroczek... i wpadniesz w mroczną
czeluść szeroko rozwartych, wrzeszczących ust Simone Choule. .
TOMASZ BEKSIŃSKI
20 czerwca 1999
PS. Podstawowe cytaty
w tekście pochodzą z piosenki Betrayed Petera Hammilla.
PS 2. Mój
przyjaciel z lat licealnych, pan Waja, zacytował mi kiedyś Wielkiego
Filozofa Nietzschego: Kto uważa ludzi za stado i ciągle przed nim ucieka,
ten musi liczyć się z tym, że to stado dogoni go i weźmie na rogi.
Następnie skonstatował: A niech mnie ch... biorą na rogi, ja ich p... .
Podpisuję się pod tym.
Tylko Rock 9/1999