Wywiad z wampirem

Kto by pomyślał, że tłumacz takich filmów jak "Latający Cyrk Monty Pythona" okaże się być...no...niemalże prawdziwym wampirem ? Mówi, że lubi miasto, ale głównie nocą. Kobieta, według niego, powinna grę wstępną rozpoczynać od wstawania z trumny. A na swojej sekretarce ma nagrany taki komunikat, jak na przykład: "Tu Nosferatu". TOMASZ BEKSIŃSKI jest moim gościem.

- Zdejmujesz, a pod spodem Tom i Jerry ?
- Tak jest! To są wszystko tylko takie zewnętrzne atrybuty...
- No ja myślę...
- Naprawdę nie jestem wampirem.
- Słuchaj, czy masz w mieszkaniu obrazy swojego taty?
- Tak, sporo.
- Sporo?
- Starszych.
-
- Wolę jego obrazy z okresu...z lat siedemdziesiątych - z tego okresu, kiedy malował pejzaże, takie różne nastrojowe scenerie, a nie te truposze.
- A jeśli chodzi o Twoją postawę, bo Twój tata słynie z tego, że obrazy o których mówimy, to są ponure rzeczy. Czy w Tobie też jest trochę z takiego... ponuraka?
(....)
dlatego, że np. ja czytałem np. Twoje felietony i mnie się wydaje, że Ty też troszkę taką, może nie apokaliptyczną, ale dosyć pesymistyczną wizję świata, w szczególności naszego kraju przedstawiasz. Na przykład tak: "Niestety żyjemy w kraju krótkowzrocznych obywateli. Żyją dniem dzisiejszym, o ile w ogóle żyją. Przesiąknięci wódką i obżarci kiełbasą. A największą zakałą są babsztyle, które nieustannie robią w sklepach kolejki." Czy rzeczywiście, he, babsztyle robią w sklepach kolejki ?
- Chyba robią. Ilekroć chcę wejść do jakiegokolwiek sklepu, żeby sobie coś szybciutko kupić, okazuje się, że wtedy stoi tam w ogonie piętnaście osób, a za mną już nikt nie stanie. Ja muszę odczekać, aż te piętnaście osób załatwi swoje sprawy, a potem już nie ma nikogo. To jest tak (???)
- Ale to może w Tobie jest coś odrażającego?
- Nie wiem, to jest być może złośliwość Opatrzności. Natomiast odpowiadając na pierwszą część Twojego pytania powiem Ci, że ojciec mój jest człowiekiem zdecydowanie wesołym. On po prostu maluje takie obrazy. Ja jestem bardziej ponury, może dlatego, że się wychowałem... (???)
- Możliwe. Yyyy... podobno Ty nienawidzisz komputerów...
- Nie cierpię.
- No właśnie. Do tego też jeszcze dojdziemy, ale z kolei właśnie podobno pasją Twojego ojca są między innymi różnego rodzaju takie elektroniczne gadżety.
- Tak. Zgadza się.
- No to jak? Jak to jest możliwe? Czyżby Twój ojciec był bardziej do przodu niż... niż syn?
- Ja zawsze w takich sytuacjach odpowiadam, że gdybym... gdyby moim ojcem był Phil Collins, to ja nie wiedziałbym, ile płyt wydał zespół Genesis. Mój ojciec to jest mój ojciec, a ja to jestem ja. I jego świat jest jego światem.
- Syn i ojciec kontra?
- Nie kontra! Żyjemy sobie niezależnie. Spotykamy się przed telewizorem, kiedy wieczorem oglądamy razem film i... i to chyba wystarczy.
- Słuchaj, yyy... , tłumaczenie "Latającego Cyrku Monty Pythona" zajęło Ci ponad dziewięć miesięcy, co jest długim czasem, jak na Ciebie, z tego, co wiem. Yyy... czy czujesz się...
- No, czterdzieści pięć odcinków to jest bardzo mało.
- Tak ???
- To jest strasznie mało. Ja musiałem to zrobić w dziewięć miesięcy! Nie wiem, czy to było dziewięć miesięcy, bo to tak zabrzmiało jak...
- ... jak ciąża.
- Tak, właśnie! To było coś około dziewięciu miesięcy, rzeczywiście. Ja zacząłem na wiosnę, a musiałem to w grudniu skończyć. Przyznam się szczerze, że to tempo, które mi trochę narzucono, wtedy nie odpowiadało mi za bardzo, i ja w tej chwili chętnie bym to zrobił jeszcze raz.
- (???)
- Tak, poprawić. Ja zresztą poprawiłem niektóre skecze. W Sylwestra był film "And Now For Something Completely Different", to ta kinowa wersja wybranych przez monty pythonów skeczy z pierwszych dwóch serii. Ponieważ musiałem listę dialogową przygotować do tego na nowo, to usiadłem i zrobiłem to od początku. Oczywiście to, co uważałem, że było dobre, zostało. Natomiast co chciałem zmienić, zmieniłem.
- Ale jak w ogóle trafiłeś... no... na Monty Pythona? To znaczy w tym sensie: skąd wzięło się to, że akurat Ty to tłumaczyłeś?
- Yyy...to jest... To zawdzięczam mojemu przyjacielowi, który był wicedyrektorem Telewizji Krakowskiej i znał szefa Telewizji Łódzkiej. I on wiedział, że Monty Python został zakupiony przez Telewizję Łódzką. I po prostu zaproponował, że może ja bym to robił, no i(???) zwrócili się do mnie i zrobiłem.
- Czyli przypadek, tak? (kto(???)A ja myślałem, że Ty byłeś fanem Monty Pythona!
- No dlatego, że mój przyjaciel wiedząc o tym wiedział, że proponuje im właściwą osobę.
- Yhy.
- Ja się interesowałem Monty Pythonem od bardzo dawna i to wszystko była kwestia przypadku (???) "Jabberwocky" w kinie, w Poznaniu, gdzie byłem na takim obozie językowym. Poszliśmy tam do kina na ten film, nie wiedząc w ogóle, na co idziemy. Z fotosów sądząc, miał to być film jakiś historyczno-kostiumowy.
- He, dokładnie, te same fotosy pamiętam!
- No, więc poszedłem do kina. Początek - myślę: a, to horror będzie... bo tam jakieś monstrum zza kadru załatwia kogoś, kto... kości zostają. A potem, po jakimś czasie, zacząłem się śmiać coraz bardziej, i jak już doszło do sceny u króla Wątpliwego, który znajduje kawałek tynku w swoim obiedzie i... jego służący sprawdza i mówi: "Jedenasty... dwunasty wiek, Wasza Wysokość!". I w tym momencie już wiedziałem, o co chodzi, i zaczęło mi się to strasznie podobać.
- Yhy.
- I potem dopiero znajomi mi powiedzieli, że to jest film zrobiony przez ludzi związanych z takim "Latającym Cyrkiem Monty Pythona". I potem trafiłem na film "Monty Python i Święty Graal". To było już oczywiście okres pirackiego video, tak więc kopia była przetłumaczona okropnie, ale się śmialiśmy strasznie przy tym. I potem na wybrane jakieś tam, piracko krążące, prawda, po Polsce odcinki "Latającego Cyrku". No i strasznie zaczęło mi się to podobać... (???) i w ogóle uwielbiam absurd. Mnie śmieszą sytuacje... nie związane z naszą rzeczywistością. Dlatego ja się nie potrafię śmiać na polskich komediach, czy na komediach nawet typu "Głupi i Głupszy" (???) albo na jakichś takich, bo mnie to się po prostu wydaje zbyt prymitywne i zbyt osadzone w naszych realiach. Ja bym się wolał śmiać właśnie z tego, że ja przyjdę do sklepu i powiem "Poproszę chleb.", a sprzedawca powie "Proszę powiedzieć wyżej!" - "Poproszę chleb!" - "Nie, jeszcze wyżej!" - "Poproszę chleb!!!" - na tej zasadzie. Bo mnie tego rodzaju sytuacje bawią.
- Yhy... a co sądzisz na temat tego, że wprowadziłeś np. polskie nazwy typu Jarocin, czy tam Gucwińscy, do tłumaczeń "Monty Pythona" ?
- Wyszedłem z założenia, że pewne rzeczy mogą być śmieszniejsze, jeśli przeciętny Polak będzie je odnosił do jakiejś zrozumiałej przez niego rzeczywistości. Jeśli tam padłoby nazwisko jakiegoś zupełnie nieznanego angielskiego czy piosenkarza, czy jakiejś miejscowości, czy specjalisty biologa, no to owszem - ktoś by się uśmiechnął, ale nie wiedziałby za bardzo, o co chodzi. A jeżeli są Gucwińscy, był Closterkeller, Jarocin... Jeżeli Mao Tse-tung wiedział o tym, że Closterkeller wygrał Jarocin, to to mi się wydaje wystarczająco śmieszne. A dlaczego Closterkeller? No bo to jedyny polski zespół, który lubię ...
- Acha. Ha ha ha!
- A skąd jest zainteresowanie horrorami u Ciebie? Skąd to się wzięło?
- Chyba od najmłodszych lat. Pamiętam, jak się interesowałem westernami, Indianami i tak dalej, a rodzice chodzili do kina, i byli na filmie "Grobowiec Ligei", opowiadali przy kolacji, i pamiętam, że zaczęły mi takie przyjemne dreszcze biegać po krzyżu, kiedy ojciec mówił coś o wykopywaniu nieboszczki w nocy, o tym, że ona się wcieliła w kota, że facet usiłuje udusić kota, a kot mu wydrapuje oczy, on przewraca świeczniki, zamek staje w ogniu. Myślałem: "Rany, jakie to fajne! To ja to wolę od Indian!". No i następny film, jaki wszedł na ekrany, to był, to był film "Kobieta wąż" - "The Reptile". No i ja ten film obejrzałem. No i ten film mi po prostu zawrócił mi tutaj pod sufitem maksymalnie. Ja do dzisiaj po tym filmie mam pewne przekręty: sympatia do femme fatale, do brunetek, do muzyki orientalnej, do wampirów między innymi, bo to też gryzienie w szyję i te klimaty.
- Yhy.
- I to się stąd wzięło.
- Yyy... słuchaj, w jednym z felietonów skarżysz się, że szukałeś ostatnio w sex-shopach czarnej maski, "takiej, jaką miał dziwny facet przetrzymywany przez zboczyków w piwnicy w "Pulp Fiction"".
- Tak. Odesłano mnie do śmiesznych sklepów.
- Tak.
- To jest śmieszne! To jest śmieszne. Mnie śmieszy to, że w sex-shopie u nas można kupić tylko atrapy fallusów i innych jakichś części ludzkiego ciała oraz przyrządy, które służą ewentualnie do takich najprostszych zabaw. Natomiast jeżeli ktoś chciałby sobie troszeczkę życie seksualne udziwnić, to go odsyłają do śmiesznego sklepu. Ja nie wiem, czy jestem śmieszny, że mam większe wymagania, czy co? No nie jestem śmieszny! Chyba każdy by chciał troszeczkę coś ciekawszego niż tak po bożemu, pod kołdrą, przy zgaszonym świetle.
- He he he, ale to akurat czarna maska Ci jest potrzebna?
- No akurat.
- Miałeś ochotę (???)
- Miałem taką fantazję w tamtym momencie, żeby sobie kupić czarną maskę, a może będę chciał w przyszłości się przebrać za krokodyla, albo za wieprzka, jak w filmie Polańskiego "Gorzkie gody". Nie wiem!
- He he... Słuchaj, w kobietach podobno najwyżej cenisz cycki?
- Nieee... Dlaczego?
- Dlatego, że powiedziałeś: "Uwielbiam, jak jest trzydzieści stopni w cieniu, a deszcz pada tylko w nocy. Niestety, w takiej sytuacji mój strumień świadomości sprowadza się tylko do jednego: "Cycki, cycki, cycki, cycki."".
- No bo jak człowiek idzie ulicą w gorący dzień lata, to kobiety są tak ubrane, że właściwie wszystko widać, to co w pierwszym... co Ci się rzuca w oczy? No mniej więcej właśnie TO. Natomiast ja owszem, bardzo lubię kobiety, lubię ich ciało i tak dalej, ale bez przesady!
- Podobno jako jedyny Polak (chyba, tak mi się wydaje) należysz do stowarzyszenia wampirów w Anglii.
- Już nie, bo nie ma tego stowarzyszenia.
- A co się stało?
- Rozwiązało się po prostu.
- Ooo... to be!
- Ale to ono było chyba trochę be, tak mi się wydaje, bo...
- Dlaczego?
- Szczerze mówiąc, nie miałem okazji sam się przekonać, ale moja przyjaciółka, która jest w Londynie, była na paru spotkaniach, i mówi, że to jest takie towarzystwo wzajemnej adoracji. Że spotykają się znajomi przy oddzielnych stolikach, siedzą i gadają o swoich sprawach i właściwie nic się nie dzieje. Od czasu do czasu wychodzą na jakiś cmentarz, albo nad morze jadą do Windey (???) prawda, popatrzeć na te ruiny, bo tam hrabia Drakula rzekomo się rozbił okrętem, prawda, i z tego... i zaczęła się cała historia.
- Czyli Ty nie byłeś na żadnym z takich spotkań?
- Nie, bo oni są, oni byli z Anglii, i ja ilekroć byłem w Londynie, to jakoś, w okresie wakacyjnym oni nie organizowali spotkań, i nie udało mi się na żadnym z tych spotkań być, a dwa lata temu stowarzyszenie się rozwiązało. Ja tu zresztą mam przy sobie byłą... taką kartę członkowską, a ponieważ mam dwie, to Ci mogę sprezentować jedną.
- Acha. "Membership Card". No dobrze. To ciekawe bardzo. O! Tylko z tym, że już widzę...
- Tak.
- Że już straciła ważność.
- Tak, oczywiście! No bo to jest ta druga karta, którą dostałem, po której już stowarzyszenie przestało działać.
- Coś w tym musi być: yyy... Nie lubisz natomiast yyy... ludzi, którzy palą papierosy.
- Nienawidzę. Papierosów nienawidzę! Ludzi, którzy palą, to nie, ja po prostu papierosów nienawidzę. Jak zarazy nienawidzę! Nienawidzę tego smrodu - duszę się, boli mnie głowa, a ponieważ głowa mnie boli również na zmianę ciśnienia, na to, jeżeli się za długo zostanę w łóżku, albo się nie wyśpię, na to że... nie wiem... zjem troszkę za wcześnie albo trochę za późno, więc głowa mnie boli prawie na okrągło...
- Ha ha ha!
- ... nie chcę jeszcze, żeby mnie dodatkowo bolała, jak wejdę do windy, wtedy jakaś świnia (przepraszam, że tak mówię, ale uważam, że ludzie, którzy palą w windach, to są świnie) jakaś świnia paliła śmierdzącego peta i został smród. I nienawidzę tego. Uważam, że to nie palacze są terroryzowani przez niepalących! To niepalący są terroryzowani przez palących, którzy się absolutnie z nimi nie liczą.
- Jeśli chodzi o ubrania, to (czego tutaj jesteś w pewnym sensie dowodem), podobno właśnie bardzo lubisz dresy, takie jakieś sweterki...
- Ja tak chodzę po domu. Mam w domu temperaturę dwudziesty paru stopni, nie otwieram w zimie okna i chodzę w dresie i w T-shircie, bo tak się czuję najlepiej.
- Tak. Ale nawet, jak przychodzisz, czy tam przychodziłeś do radia na audycje, to miałeś podobno dres.
- Ściągam portki!
- Ściągasz portki i jesteś w dresie?
- Ściągam portki i zostaję w dresie.
- Czyli jesteś dresiarzem?
- Tutaj też ściągnąłem portki - są tam z tyłu.
- Czyli jesteś dresiarzem???
- Oczywiście, jestem takim luzakiem, jeśli chodzi o ubieranie się, i nie znam się kompletnie na modzie - ubieram się tak, żeby mi było wygodnie. I jest mi obojętne, czy ktoś na to zwraca uwagę, czy nie - czy jestem modnie, czy niemodnie ubrany. Może ktoś powiedzieć, że jestem niechlujnie ubrany. Jego sprawa.
- Yhy. A jeśli chodzi o takie bycie typowym starym kawalerem to... yyy... zauważyłeś u siebie takie rzeczy?
- Tak.
- Na przykład czym to się przejawia?
- To jest ciężko powiedzieć. To kobieta musiałaby odpowiedzieć na to pytanie, która próbuje ze mną wytrzymać na przykład, bo ja... ja jestem zbyt przyzwyczajony do pewnego porządku i do pewnego nie tylko porządku wokół siebie, ale w ogóle pewnego porządku dnia. Jeżeli ktoś mi to wszystko zakłóca, to ja w tym momencie staję się rzeczywiście nerwowy i nie bardzo potrafię funkcjonować.
- No to jak, jak sobie będziesz teraz dawał radę z... chyba z Asią, tak?
- Heh heh... zobaczymy! Zobaczymy. Asia jest Nadkobietą, więc, więc może.
- Nadkobietą??? A czym się to objawia?
- Nadkobieta to jest taka kobieta, która może ze mną wytrzymać.
- Yhy.
- I vice versa.
- To w takim razie... bo Ty na przykład potrafisz powiedzieć, że nie wyobrażasz sobie, że po mieszkaniu chodzi kobieta w czasie, gdy Ty śpisz. Na przykład...
- Jeżeli w tych samych godzinach mniej więcej kładziemy się spać i w tych samych godzinach wstajemy, to nam to nie grozi.
- To wtedy tak. A jeżeli by była taka sytuacja, właśnie o jakiej mówię, to co? Wtedy budzisz się nagle i mówisz "Co ty tutaj robisz???" ?
- Nie, no, nie miałem takiej sytuacji jak dotąd, więc trudno mi na to pytanie odpowiedzieć tak... szczerze, bo musiałbym przez to przejść, ale sądzę, że... że jakoś, jakoś chyba musiałbym z tym żyć, no!
- Tomku, no to dobrze. Powiedz mi, czym Cię, czym Cię tak zainteresowała jakby Asia, bo z tego, co Twoi znajomi mówią, to wygląda na to, że to musi być jakaś niezwykła, naprawdę niebanalna osoba, skoro jest w stanie z Tobą, zostać już z Tobą już rok czy dwa lata.
- Potrafi ze mną siedzieć przez cały dzień i oglądać filmy - no to już jest bardzo dużo!
- Ha ha ha!
- I ją to bawi, i ona tego nie robi dla mnie, ona to robi dla naszej wspólnej przyjemności, dla swojej też.
- Tak?
- Chociaż czasami, jak ostatnio oglądaliśmy film Jeanne'a Rollina o wampirach, to poszła się myć, bo (???) stwierdziła, że tylko się snują po tych ruinach, nic się nie dzieje.
- Ha ha!
- No ja właśnie lubię, jak się panny w przezroczystych szatach snują po ruinach w kłębach dymu. No Ania mówi: "Mnie panny w przezroczystych szatach nie interesują" i poszła do łazienki, więc oglądałem sam. I (???) w porządku. Na tym tolerancja polega.
- Yhy. To wielka (???), rzeczywiście.
- Nie jestem taki znowu nietolerancyjny, he he.
- Nie, nie! Ale czy ten ideał kobiety, który określiłeś jako taki no... powiedzmy femme fatale: czarne włosy, jakieś takie troszkę wampirze rysy...
- No, trochę tak i trochę nie. To wszystko zależy.
- Asia temu odpowiada czy nie?
- Odpowiada. Odpowiada.
- Czarne włosy i takie...
- Akurat takie rude, ale...
- Ale to trudno, to się przefarbuje.
- ... muszą być czarne? (???)
- Nie. Ja nie mam żadnego takiego bezwzględnego szablonu. Bo to próbujesz jak gdyby... nie wiem... zasugerować, że ja mam.
- No nie, ja nie próbuję, no pytam się!
- Pytam się przez pryzmat i stwierdzam, czy coś nie wystaje poza ten szablon, jak wystaje to won! Musi pasować dokładnie. Nie, absolutnie!!!
- Nie, no ludzie mają swoje preferencje i po prostu są...
- Oczywiście, że tak! Z tym, że ja po prostu zawsze mówiłem, że na sto brunetek może mi się podobać około dziewięćdziesięciu, na sto blondynek może mi się podobać dziesięć, dlatego wolę brunetki.
- Czy jest... Jest...
- Ale nie oznacza to wcale, że mi się może blondynka nie podobać. Może mi się podobać! Teresa Russell jest niesamowita, na przykład.
- Yyy... podobno próbowałeś popełnić samobójstwo.
- Owszem, zdarzało się parę razy.
- O co chodziło?
- Nooo... różne były powody.
- Jasne, no każdy człowiek przecież musi przynajmniej raz w życiu spróbować popełnić samobójstwo!
- Oczywiście! No wypada wszystkiego spróbować - papierosa też kiedyś miałem w ustach.
- Ale chodziło o kobietę, czy... czy jeszcze inna sprawa?
- Kobieta nigdy bezpośrednio nie była przyczyną. Kobieta czasami mnie do tego doprowadzała. Po prostu była (???) kroplą, która czasami przepełniała ten, ten... tę czarę goryczy. Ale... to były takie dwa przypadki.
- Yhy... ale ile miałeś lat wtedy?
- Za pierwszym razem miałem 21, nieskończone jeszcze. I wtedy, po prostu, to był taki okres, kiedy ludzie jeszcze... kiedy człowiek właściwie nie wie za bardzo, czego chce. I kiedy nagle zaczyna się to wszystko walić, to w pewnym momencie... ten stan... zaszczucia jakiegoś takiego, takiego cierpienia, niezadowolenia, bólu, ze wszystkiego jest tak silny, jak ból głowy, i wtedy się bierze proszek na ból głowy. (???) dla mnie proszkiem na tamto było łyknięcie dużej ilości środków nasennych - po prostu i już! Ja się wyłączam z tej rzeczywistości, mnie tu już nie ma.
- To kto Cię odratował?
- Tato przyszedł do domu i mnie znalazł, po prostu.
- No a drugi raz to podobno było tak, że nawet spowodowałeś jakiś...
- To było za drugim razem. Za pierwszym razem... za pierwszym razem również odkręciłem gaz i niestety wysadziłem kuchnię w swoim mieszkaniu.
- Ale to... to okropne! Przeszły Ci już te...
- Ależ oczywiście, że tak! W końcu...
- W końcu po prostu wyrosłeś z tego, tak?
- Można to tak nazwać. A poza tym ostatnio chyba przez wiele, wiele lat już nie miałem znowu takiego stanu, takiego bólu wywołanego przez rzeczywistość, żebym chciał z tej rzeczywistości uciec. Ja z tej rzeczywistości uciekam codziennie w jakiś film, i dzięki temu to kompensuję.
- Tłumaczyłeś dla Polaków "Bondy", prawda? Tłumaczyłeś "Szklaną pułapkę", te "Monty Pythony"... coś jeszcze?
- Tak, to bardzo dużo, bardzo dużo różnych rzeczy... Ja tłumaczę na okrągło.
- "Wywiad z wampirem".
- "Wywiad z wampirem" oczywiście, tak.
- To podobno też był film, który jakoś na Tobie zrobił wrażenie.
- "Wywiad z wampirem" na mnie zrobił wrażenie... ja się gotów byłem podpisać pod postacią głównego bohatera, z tym, że nie dlatego, że on był wampirem. Po prostu były mi bliskie jego problemy egzystencjalne, które on miał.
- Na przykład?
- No to, że on się czuł taki właśnie oderwany od rzeczywistości, że się czuł taki pusty w środku, pozbawiony kogoś bliskiego, bo ta jego żona najpierw mu zmarła, on dlatego przecież chciał się zabić i w końcu został zamieniony w wampira przez, przez prawdziwego wampira. Później miał tą ukochaną małą wampirzycę, która też zginęła i on był taki wypalony, właściwie chodził taki... nie czuł się nigdzie... spełniony do końca. I na końcu mówi temu dziennikarzowi, że "jestem pusty, wypalony w środku", i ten dziennikarz w pewnym momencie właśnie pełen (???) "Ale jak, jak możesz tak mówić ?! Przecież... ile ja bym dał, żeby być na twoim miejscu!". I wtedy mu ręce opadają w tym momencie. Ja wielokrotnie przechodziłem podobne sytuacje. Mając dół psychiczny opowiadałem ludziom o tym, a ktoś mówił: "No tak, stary, ale przecież masz mieszkanie, masz świetną pracę, masz pieniądze... (???) komu ja to wszystko mówię?". Znowu nie zobaczył tego, o czym ja mówię, tylko zobaczył coś innego.
- Yhm. Słuchaj, ja byłem swojego czasu też fanem Twoich wieczorów płytowych, kiedy tam... najpierw "kanał lewy: psss..., kanał prawy: psss...". Z tym, to można było szału dostać, ale (dajmy na to, że to było potrzebne) bawi Cię jeszcze praca, prezentowanie płyt?
- Bawi mnie, aczkolwiek w tej formie, w jakiej w tej chwili się to odbywa, czyli nie jest to już puszczanie całych płyt, czytanie tytułów z okładki, nudzenie się w studiu przez czterdzieści parę minut. Tamto na szczęście mam za sobą, nie chcę do tego wracać. Yyy... przyznam się, no ja w zeszłym roku na trochę rzuciłem radio, bo potrzebowałem takiego właśnie... jakiegoś... nie wiem, dojścia do siebie. Chciałem z jednej strony zerwać z tym, co słuchacze i właśnie całe otoczenie ode mnie oczekiwało, czyli to, że ja nadal będę robił seanse o grobie. A ja już wtedy nie miałem ochoty robić seansów o grobie i stwierdziłem, że w dzień 29 marca zeszłego roku akurat kilka różnych tam dat, i kilka różnych cyfr, tak mi się świetnie to naskładało, że stwierdziłem: "To jest moment przełomowy w moim życiu - albo popełnić samobójstwo, albo rzucić pracę, albo w ogóle wyjechać za granicę, albo zmienić nazwiska, operację plastyczną... coś zmienić! Definitywnie coś zmienić." I postanowiłem na jakiś czas, (nie wiedziałem: może na zawsze?) zrezygnować z radia. Bardzo dobrze mi to zrobiło. W tej chwili mam niesamowitą frajdę z tego, że mogę robić znowu. Robię to na zmianę z moim przyjacielem, Piotrem Kosińskim, w Trójce. On robi jedną sobotę, ja następną sobotę - dzięki temu mam dwa tygodnie na przygotowanie się, na przemyślenie, co ja chcę zrobić w tej audycji. I w tej chwili jest to dla mnie takie dodatkowe hobby, oprócz pracy zarobkowej oczywiście, czyli siedzenia przy maszynie do pisania i robienia tych list dialogowych.
- Yhy. Jesteś podobno histerykiem, ale... jest tak, że trochę trudno jest Cię wyprowadzić z równowagi, niemniej jednak, kiedy już jesteś wyprowadzony, reagujesz histerycznie. Czy mógłbyś podać przykład?
- (dłuższa cisza) Wiesz, no... ja najbardziej histerycznie reaguję wtedy, gdy czuję się bezradny.
- Na przykład kiedy?
- Ostatnio czułem się bezradny: miałem kłopot z telefonem.
- No....
- Otóż okazało się, że moja automatyczna sekretarka przestaje nagrywać zgłoszenia. Wyłącza się sama, chociaż ktoś mówi, głośno i wyraźnie. Wyłącza się, zwija taśmę, wyświetla "zero wiadomości", ja wracam do domu, (???) mówimy: "Dzwoniliśmy do Ciebie, próbowaliśmy Ci się nagrać, ale się nie udało". Myślałem, że jest to wada sekretarki, więc swoim tradycyjnym zwyczajem ją po prostu wyeliminowałem z otoczenia, rozbiwszy ją w drobny mak. Ja to robię jednym ciosem i jest spokój.
- To super!
- Nawet chciałem dać ogłoszenie do gazety: "JEŚLI TWÓJ SPRZĘT NIE DZIAŁA, JEŚLI JESTEŚ SFRUSTROWANY, ŻE NIE DZIAŁA CI TEN TELEWIZOR, TO ZADZWOŃ, A JA GO ROZWALĘ". Więc, wracając do tematu: kupiłem następną sekretarkę - zaczęła się zachowywać identycznie, no więc stwierdziłem, że to jednak nie jest wina sekretarki. Zacząłem dzwonić na pocztę, żeby coś sprawdzili, co się dzieje z linią, i okazało się, że nie ma sposobu, żeby się dodzwonić do nich, żeby przysłali mechanika... zbyt skomplikowane, żeby w tej chwili relacjonować. W każdym razie poczułem już taką furię, że myślałem, że będę chodził po mieszkaniu i rozbijał wszystko w drobny mak. No poczułem się kompletnie bezradny: "No ja nie wiem, co mam w tej chwili zrobić. No co ja mam zrobić???". Bo urządzenie w domu...
- No i co zrobiłeś ???!!!
- Właściwie... nic nie zrobiłem! Po prostu najpierw wpadłem w szał...
- Hehe.
- ... poprosiłem ojca o pomoc. Ojciec... próbował mi tam... zrobiliśmy parę serii eksperymentów - okazało się, że automatyczna sekretarka rzeczywiście jest sprawna, bo przyniósł swoją do mnie i u mnie działała, a moja, która nie działała u mnie, działała u niego i tak dalej. No ale... ja nie wiem... może coś się na linii rzeczywiście działo akurat wtedy przez dłuższy czas. No bo w tej chwili zdaje się, że wszystko funkcjonuje. Ale ja się nadal czuję nieswojo, bo sprawa nie została wyjaśniona. I to mi nie daje spać czasami, bez przerwy się tak zastanawiam: co będzie, jak to znowu się zepsuje?
- Życzę Ci, żeby to już więcej się nie powtórzyło. Tomasz Beksiński. Bardzo dziękuję.

(oklaski, kurtyna)

Powrót